sobota, 3 stycznia 2015

Kenia

last minute..

Dosłownie last minute! Wycieczka zakupiona na 2 dni przed wylotem, szybkie pakowanie się i wylot. 

Lot z Warszawy do Mombasy trwał 10 godzin z małą przerwą w Egipcie.
To był mój pierwszy tak długi lot i szczerze myślałam, że jajko tam zniosę tym bardziej, że wylot był w ciągu dnia a samolot nie był typu dreamliner. Do tego wszystkiego moją koleżankę usadzili o parę miejsc dalej ode mnie.

W Mombasie wylądowaliśmy późnym wieczorem. Ach to cudowne ciepełko, które buchnęło nam w twarz gdy wysiadałyśmy z samolotu, rewelacja szczególnie, że w tym samym czasie w Polsce było -10 stopni... 
Na lotnisku trzeba było jeszcze zakupić wizę. Wiza turystyczna kosztowała 50 dolarów. Niestety z wypełnianiem wizy i jej zakupem dość dużo czasu nam się zeszło ale w zasadzie później od razu miałyśmy do odbioru bagaże.

Mojej koleżanki bagaż został przeszukany, na szczęście nie miała nic ważnego w bagażu ale trzeba uważać więc pamiętajcie by ważne rzeczy mieć przy sobie w bagażu podręcznym. Mój bagaż dla odmiany został przeszukany w drodze powrotnej i ktoś mi ukradł ładowarkę od netbooka.

Kenia nie jest bezpiecznym krajem dla turystów. Już sam przejazd przez Mombasę do hotelu w Kilifi był dziwny. W całym autobusie było ciemno tak by inni nie widzieli kogo kierowca wiezie ponadto jeszcze nigdy tak szybko nie jechałam autobusem. Podczas pobytu dowiedziałam się o policji turystycznej a przy każdym z hoteli stali ochroniarze z karabinami. Dlatego należy być ostrożnym ale bez przesady.

Nasz hotel znajdował się w miejscowości nadmorskiej Kilifi. Już pierwsza noc była z przygodami ;) Po podróży chciałyśmy wziąć prysznic ale jaszczurka doskonale czuła się pod naszym prysznicem i nie bardzo chciała z niego wyjść. Zauważyłyśmy ogólnie, że wszędzie jest tam problem z ciśnieniem wody w sumie to mnie to nie dziwi….


Następnego dnia przywitał nas mały deszcz ale na szczęście szybko się skończył. Co do plaży WSPANIAŁA! Takiego białego pisaku to nigdzie jeszcze nie widziałam coś fantastycznego. Plaże są ogromne. Na plaży spokojnie nie posiedzicie. Co chwila ktoś podchodzi i coś proponuje a jak nie proponuje to po prostu chce pogadać. Na początku fajne jest porozmawiać o tym co się dzieje w ich kraju ale po pewnym czasie ma się już tego dość. Oczywiście propozycje seksu to standard.

Ponieważ wyjazd był nisko budżetowym wyjazdem nie udało mi się za bardzo zwiedzić wszystkiego co znajduje się dookoła Mombasy za to zakupiłyśmy sobie 2-dniowe safari do Paku Tsavo i przy okazji odwiedziliśmy wioskę Masajów.

Przejazd z Kilifi do Parku Tsavo trwał około 3 godziny. Na początku w Mombasie natknęliśmy się na korek później zostaliśmy zawiezieni na parking gdzie przesiedliśmy się w inne samochody. W parku byliśmy dokładnie koło 12 godziny. Niestety o tej porze za dużo zwierząt nie spotkaliśmy cóż południe wszyscy się chowają przed najgorszym słońcem.





  
Na początku spotkaliśmy strusia dopiero po dłuższej drodze pojawiły się słonie.
Słoni jest tam bardzoooo dużo.

Tak koło 16 zakwaterowaliśmy się w hotelu w którym spędzaliśmy jedną noc. Standard tego hotelu w porównaniu do hotelu z Kilifi było naprawdę świetny. Hotel nastawiony dla turystów, którzy potrzebują kontaktu z naturą.


Hotel położony był przy małym stawie i dzięki temu dużo zwierząt podchodziło praktycznie pod sam hotel.  Dodatkowo przy stawie była zrobiona wysoka altana tak by można było z bliska patrzeć na podchodzące zwierzęta. 

Po zakwaterowaniu udaliśmy się na drugą część safari i faktycznie już w późniejszych godzinach można zobaczyć o wiele więcej zwierząt. Po drodze zobaczyliśmy bawoły, żyrafy, zebry, sowę, małpy i znowu słonie. Pewnie myślicie sobie przecież można iść do Zoo i też zobaczyć te same zwierzęta... jest to w pewnym sensie racja ale jednak zobaczyć je w naturalnym środowisku jest zupełnie innym przeżyciem.

Na wieczór ponownie wróciliśmy do hotelu na kolację. Następnego dnia zaraz po śniadaniu wyrusza się na kolejne safari. Polowaliśmy na lwa ale niestety za bardzo się nie udało. Tylko z lornetki można było zobaczyć jak leży sobie w cieniu pod jakimiś krzakami.

Po wyjeździe z Parku podjechaliśmy do wioski Masajów. Koszt wejścia do wioski 15 dolarów ale mojej koleżance udało się wynegocjować  dla nas cenę 10 dolarów. W wiosce pokazali nam jak żyją Masaje oraz zaprezentowali nam swój taniec. Najbardziej zafascynowało mnie, że to kobieta buduje dom dla całej rodziny z gałęzi, trawy, piasku i krowich odchodów.

Otrzymałam propozycję bym tam zamieszkała i zbudowała swój dom ale podziękowałam ;D




Jeżeli w najbliższym czasie macie w planach wyjazd do Kenii lub Tanzanii to safari jest obowiązkowe. Polecam mi się bardzo podobało.

W Kenii byłam na koniec stycznia 2012 r. Pogoda przeważnie słoneczna z niewielkimi opadami deszczu. Terminy w styczniu i w lutym są bardzo dobre na wyjazd wówczas jest najlepsza pogoda. Komary malaryczne dopiero pojawiają się od marca. Na nic się nie szczepiłam i nie brałam malaryków. Wróciłam cała i „zdrowa” 

Zamykajcie dobrze pokoje ponieważ małpy lubią do nich zaglądać. Co do małp ja je widziałam zawsze z rana jak dyndały na drzewach przed naszym balkonem.

Kąpiele w oceanie temperatura wody bardzo wysoka pewnie do 28 stopni. Warto poleżeć trochę w algach no może nie konkretnie w ich środku ale np. obok  po tygodniu kąpieli skóra jest fantastyczna. Weźcie buciki do kąpieli bo różne podwodne zwierzątka się pojawiają.

W  każdą niedzielę miejscowi chodzą całymi rodzinami na plażę jest to doskonały moment by z nimi porozmawiać i porobić fantastyczne zdjęcia.







Jeżeli będziecie o zachodzie słońca chodzić po plaży uważajcie pod nogi bo może przebiega właśnie koło was mały biały rak ;)